Nie zabiegali o uznanie, walczyli o godność

W szeregach walczących w czasie II wojny światowej byli żołnierze różnych opcji politycznych i w różnym wieku. Zakończenie działań wojennych nie był jednocześnie końcem walki. Część sił zbrojnych przeciwnych była nowym, sowieckim porządkom i ci żołnierze nadal walczyli, z czasem zyskując miano „Żołnierzy Wyklętych”.

Olsztyn i jego okolice nie był rejonem, gdzie zbrojne oddziały działały intensywnie. Co prawda lasy sprzyjały możliwości ukrycia się walczącym partyzantom, to jednak niewielkie zaludnienie i spora rzesza ludności napływowej powodowała to, że oddziały zbrojne nie miały, tak jak w innych regionach kraju oparcia.

Olsztyn od początku był miastem, które dość ponuro kojarzyło się wielu partyzantom i opozycjonistom. Najbardziej ponura budowla to areszt śledczy (dawne pruskie więzienie). Do dziś w samym centrum miasta, sąsiaduje z gmachem sądu, w ktorym zapadały wyroki śmierci. Budynek Aresztu Śledczego wzniesiono z czerwonej cegły. Utrzymany jest on w stylu pruskich gmachów publicznych z przełomu XIX i XX wieku. W więzieniu tym do 1945 roku przetrzymywano polskich działaczy społeczno-politycznych, niepodległościowych, oświatowych oraz gospodarczych. Po wkroczeniu Rosjan w styczniu 1945 roku więzienie i sąd zajęli Rosjanie na potrzeby NKWD.  W celach więziennych przetrzymywali byli i  poddawali śledztwu Niemcy oraaz przeciwnicy polityczni i żołnierze podziemnej armii. To tu pod koniec lat 40. trafił zaledwie 16-letni Józef Tomaszewski. Młody, zadziorny i pełen temperamentu chłopak, urodzony w Wilnie, wychowany w patriotycznych tradycjach nie bardzo potrafił znieść panoszenie sie komunistów i Rosjan w Olsztynie.

– Krew mi się burzyła, bo jako wilnianin z natury nie znosiłem Ruskich. Dziś z perspektywy lat można powiedzieć, że bawiliśmy się w tę wojenkę, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co nam groziło. Nasza konspiracja i działalność z góry skazana była na niepowodzenie – wspominał prawie 20 lat temu Józef Tomaszewski, jeden z nielicznych, któremu udało si e uciec z więzienia służby bezpieczeństwa w Olsztynie.

Józef Tomaszewski „pod klucz“ trafił wskutek donosu. Zatrzymani zostali prawie wszyscy „partyzanci“. Z pierwszego zamknięcia udało się wszystkim szybko wywinąć. Jednak UB po raz drugi wpadło na trop nastolatków aktywnie działających na terenie Olsztyna. 17 maja 1951 roku 17-letni wtedy Józef Tomaszewski został osadzony w piwnicach UB na dwa tygodnie. Bity, kopany i maltretowany przez ubeków nie ugiął się. Pod koniec maja został przeniesiony do aresztu więziennego i sprawę przejęła Prokuratura Wojskowa. Tomaszewski siedział w areszcie do 28 września 1951 roku. W tym czasie podjął próbę ucieczki. Ówczesne więzienie UB, znajdujace się w dzisiejszym areszcie nie było otoczone jak dziś wysokim murem, tylko zasiekami. Ucieczka udała się. Jednak nastolatkowie nie potrafili sobie poradzić we wrogim dla nich mieście. Jako nieletni Józef Tomaszewski trafił do poprawczaka. Od tego czasu zaczęła się jego „więziena kariera“. Młody opocyzjonista za walkę z bronią w ręku przeciw PRL-owi przesiedział w sumie w różnych więzieniach prawie 22 lata.

– Co i rusz ladowałem w pudle. Pretekstem były różne patriotyczne obchody, na przykład 3 maja, czy 11 listopada. Wtedy prewencyjnie mnie zamykano, bym jakiś obchodów im nie zmontował. Okazją były też wizyty czołowych działaczy partii komunistycznej, którzy odwiedzali nasz region. Przyskrzynili mnie nawet, jak do Olsztyna przyjechał radziecki kosmonauta – wspominał Józef Tomaszewski.
Nie dożył on ustanowienia Dnia Pamięci Żołnierzy Przeklętych. Miał jednak niekłamaną satysfakcję, wkroczenia do aresztu jako wolny człowiek. Taka okazja pojawiła się w 1998 roku, kiedy w areszcie świętowano 100-lecie powstania obiektu. Był wtedy jednym z gości honorowych. W parę tygodni po tych obchodach Józef Tomaszewski zginął pod Częstochową w wypadku samochodowym.  Dziś niewiele osób pamięta tego zapomnianego nieco „żołnierza“.

W areszcie śledczym w Olsztynie przetrzymywano wielu partyzantów „Wolności i Niezawisłości“ oraz Armii Krajowej. Najaktywniej na naszych terenach działach i w sąsiednich województwach działały leśne oddziały m.in. V Brygady Wileńskiej AK oraz majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki“. Sanitariuszką i łączniczką akowców była Danuta Siedzikówna „Inka“. Po rozwiązaniu Brygady we wrześniu 1945 roku trafiła do Olsztyna, a potem do Miłomłyna. Pracowała w nadleśnictwie. Potem znów włączyła się w walkę partyzancką. Jako sanitariuszka i łączniczka działała w szwadronie ppor. Zdzisława Badochy „Żelaznego“.  Opatrywała nie tylko rannych policjantów, ale też żołnierzy i milicjantów. Wskutek donosów wpadła w Gdańsku. Torturowana nie zdradziła żadnych kontaktów. Mimo braku dowodów została skazana na karę śmierci. Wyrok wykonano nie czekając nawet na uzyskanie przez nią pełnoletności. Wraz z nią zginął Feliks Selmanowicz „Zagończyk“, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku oraz żołnierz Armii Krajowej.

Trudno przypomnieć wszytkich zapomnianych Żołnierzy Wyklętych, wyrzucanych przez lata z pamięci. Ostatni  czynnie walczący żołnierz armii podziemnej, Józef Franczak „Lalek“ z oddziału kapitana Zdzisława Brońskiego „Uskoka“  zginął w obławie w Majdanie Kozic Górnych pod Piaskami na lubelszczyźnie, prawie 20 lat po wojnie, 21 października 1963 roku.

Dziś niemym świadkiem, pamietającym zapomnianych żołnierzy podzienia jest charakterystycznym dla olsztyńskiego aresztu, blisko 100-letni kasztan zasadzony na więziennym podwórzu. W tradycji germańsko-galijskiej jest on symbolem sprawiedliwości. Czy sprawiedliwość ta przypomni właściciwie o Wyklętych Żołnierzach, którzy z całym poświęceniem oddali siebie ojczyźnie.

Dodaj komentarz